W dzieciństwie byłem posiadaczem takiej magicznej tuby - kalejdoskopu. Jej fenomenem było to, że za każdym razem pokazywała oglądającemu inną kompozycję witrażowych widoczków.
Po lekturze Last minute poczułem się podobnie. Każdy rozdział ksiązki pokazywał mi bowiem jak rożnie dzisiaj wygląda chrześcijaństwo. Stojąc w miejscu obracam tubę, no w tym przypadku globus i jawi mi się kościół prześladowany, dyskryminowany, zakazany. W kraju gdzie tłumnie spędzamy wakacje za przyjęcie chrztu i przystąpienie do Kościoła płaci się życiem. Sytuacja rodem ze starożytności a sztuka odgrywana w uwielbianym przez pożądających słońca turystów Egipcie. Przekręcam tubę i oczom ukazuje się obraz jednej z filadelfijskich ulic pogrążonej w bezrobociu, biedzie i problemach. Tu dowiedziałbym się, że jestem złodziejem. Tak, bo płaszcz, który wisi w szafie a nie jest mi w tej chwili potrzebny należy do biedaka. Kolejny obrót - Papua Nowa-Gwinea. Okazuje się, że są tacy którzy poświęcają życie aby dotrzeć z przekazem słowa bożego do kilkuset osób. Dotrzeć z przekazem w narzeczu używanym przez jedno plemię, tak aby Słowo było zrozumiałe dla odbiorcy. Obrót, szokuje mnie powszechność praktyk w Bazylice Czarnego Nazarejczyka w Manili, "obsługującej" na cogodzinnej mszy 1000 uczestników . Obrót, zadziwia liczebność kościoła w Turkmenistanie, gdzie wszyscy wyznawcy znają się nawzajem. Przekręcam tubę i podziwiam hierarchów Ameryki Łacińskiej, ich kontakt z wiernymi, misję, braterstwo z najmniejszym z maluczkich. Obrót, zderzam monastyr w Burgundii (jawiący się jako zapomniany przez Boga kąt Europy) z czymś gdzie można pomodlić się na Heathrow. Szkiełka rozsypują się i składają w coraz to nowe kompozycje.
Po lekturze Last minute poczułem się podobnie. Każdy rozdział ksiązki pokazywał mi bowiem jak rożnie dzisiaj wygląda chrześcijaństwo. Stojąc w miejscu obracam tubę, no w tym przypadku globus i jawi mi się kościół prześladowany, dyskryminowany, zakazany. W kraju gdzie tłumnie spędzamy wakacje za przyjęcie chrztu i przystąpienie do Kościoła płaci się życiem. Sytuacja rodem ze starożytności a sztuka odgrywana w uwielbianym przez pożądających słońca turystów Egipcie. Przekręcam tubę i oczom ukazuje się obraz jednej z filadelfijskich ulic pogrążonej w bezrobociu, biedzie i problemach. Tu dowiedziałbym się, że jestem złodziejem. Tak, bo płaszcz, który wisi w szafie a nie jest mi w tej chwili potrzebny należy do biedaka. Kolejny obrót - Papua Nowa-Gwinea. Okazuje się, że są tacy którzy poświęcają życie aby dotrzeć z przekazem słowa bożego do kilkuset osób. Dotrzeć z przekazem w narzeczu używanym przez jedno plemię, tak aby Słowo było zrozumiałe dla odbiorcy. Obrót, szokuje mnie powszechność praktyk w Bazylice Czarnego Nazarejczyka w Manili, "obsługującej" na cogodzinnej mszy 1000 uczestników . Obrót, zadziwia liczebność kościoła w Turkmenistanie, gdzie wszyscy wyznawcy znają się nawzajem. Przekręcam tubę i podziwiam hierarchów Ameryki Łacińskiej, ich kontakt z wiernymi, misję, braterstwo z najmniejszym z maluczkich. Obrót, zderzam monastyr w Burgundii (jawiący się jako zapomniany przez Boga kąt Europy) z czymś gdzie można pomodlić się na Heathrow. Szkiełka rozsypują się i składają w coraz to nowe kompozycje.
W 24 h chrześcijaństwa na świecie pokazał mi Hołownia jak dzisiaj wygląda Kościół. Jak różne mogą być jego interpretacje i jak różne może być w niego zaangażowanie. Pokazał w telegraficznym skrócie, szybko, w ciągu doby, używając prostego języka reportażu. Raził czasami epatując wylewną religijnością, głodem mszy czy komunii świętej, ale może jest to recepta i odpowiedź na wylewne ataki środowisk lewacko-liberalnych na Kościół, wiarę, tradycję. Po przeczytaniu tego świadectwa, nie czuje się gorzej i nie mam kompleksu wynikającego z tego, że niedzielne południe spędzam na mszy a nie spacerze po galerii handlowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz